28 listopada 2011

Supeł na supełku

Przed świętami wielkanocnymi poszukując pomysłu na pisanki trafiłam na zdjęcia jajek we frywolitkowych gatkach. Zauroczona pięknem tej koronki postanowiłam nauczyć się supłać. Przeszukałam setki kursów internetowych, obejrzałam całą stertę filmików, przeczytałam tysiąc blogów i stwierdziłam: prościzna.
Pobiegłam do pasmanterii, kupiłam czółenko, kordonek i z zapałem zasiadłam do pierwszego kółeczka i łuczka. No i po kolei: pętelka na jednej dłoni, czółenko w drugiej, przekładamy nad, przekładamy pod i jest supełek. W teorii powinien się przesuwać, a mój na amen się zasupłał. Więc biorę nożyczki odcinam supeł i od nowa i znowu supeł i znowu ciach. I jeszcze raz i znów i dalej. Po godzinie siedzę ze łzami w oczach, głupie supełki dalej się nie suwają, a mój mąż zaczyna robić sobie żarty. Rzucam czółenko w kąt i biegną do komputera, wynajduje jakieś forum i czytam: "supełek musi flipnąć". Że co?! Łapie za czółenko i próbuje raz, drugi, trzeci i nagle myk i jest supełek najprawdziwszy-frywolitkowy, a za nim tysiące innych. W taki oto sposób zaczęłam frywolitkować.
Pierwszy powstał kwiatuszek z samych kółeczek razem ze swoim bratem bliźniakiem:

Następne były już jajka na których nauczyłam się robić łuczki. Szkoda tylko, że nie sfotografowałam jajek zanim poszły w dobre ręce. Uchowało mi się zdjęcie jednego - pierwszego koślawca:
Malowane lakierem do paznokci siostry (ale cichosza bo nic o tym nie wie ;) ).

Krótko po świętach dostałam kłębek kordonka od sąsiadki i w taki oto sposób odkryłam, że są różne rodzaje kordonków, i że te zakupione przez mnie do frywolitki nadają się średnio. Z nową "bronią" postanowiłam się zmierzyć z serwetką on - line prezentowaną na starym blogu Renulka. Serwetkę potraktowałam jako plac szkoleniowy i co rusz uczyłam się nowych trików jak pokonać supełki i wystające nitki. A tak wygląda mój prywatny "poligon":

Niestety serwetki nie dokończyłam, bo potrzebowałam czółenek do robienia śnieżynek. Raczej też jej nie dokończę, bo liczba błędów jakie w niej popełniłam za bardzo mnie drażni. Drażnią mnie też supełki zalewane lakierem, bo jeszcze nie umiałam wrabiać początkowych i końcowych nitek w robótkę, a technika prezentowana przez pewnego Pana (niestety nazwiska nie pamiętam), polegająca na ukrywaniu nitek za pomocą igły w supełkach zaskutkowała połamaną igłą i totalnym zniekształceniem kwiatka:

4 listopada 2011

Dalej torciki

We wrześniu dostałam nietypowe zamówienie. Najpierw miał to być jakiś zabawny torcik, ale że do wszystkiego włączyła się moja mama, zostałam wręcz wrobiona w lepienie muskuł i nie tylko ;).
Jako że godzina wczesna zdjęcie jest z małą cenzurką:
Następny był torcik robiony na imieninki mamy. Miał być standardowy obłożony kremem, jednak nie byłabym sobą jakbym czegoś nie wykombinowała:
Pozostając w temacie pierwszego torcika jeszcze trochę golizny:
Rozmiar chyba "C" w każdym bądź razie mężuś był zachwycony!!!